Leszekmilewski.pl

JAK CO ŚRODĘ... Jakub Olkiewicz

Jakub Olkiewicz 574. z rzędu środowy tekst Kuby Olkiewicza.

"Będziemy was rozczarowywać, to pewniejsze niż huragany na wybrzeżach oraz panga w roli dorsza nad morzem. Będziemy się mylić, będziemy narzekać, wy będziecie narzekać, że było lepiej, jest gorzej, będziemy pewni, że to już koniec, potem będzie się okazywało, że jednak jeszcze nie. Ale to co najważniejsze - na ten moment, na 30 lipca 2025 roku, wydaje się, że będziemy. Nie chcę zabrzmieć tandentnie, jak ten typ... Wiecie, który typ z której setki w których wiadomościach. Ale to już jest bardzo dużo, to jest więcej, niż mogliśmy oczekiwać."

Co to w ogóle jest - felieton na otwarcie

Zdjęcie z wnętrza auta rajdowego z adresem leszekmilewski.pl

Kolejny dzień, kolejne podejrzane decyzje. Założyłem stronę internetową.

Ktoś mógłby powiedzieć, że bloga, ale nie wiem, czy to słowo jeszcze żyje. Jeśli żyje, to życiem słów "kapota", "stryj", a może nawet "serwus". Leżą w jednym skrzydle szpitalnym.

Na swoją obronę powiem, że potrzebowałem miejsca, gdzie mógłbym publikować niepiłkarskie felietony. Wierzę, że mógłbym coś ciekawego pisać nie tylko o piłce. Ale rzecz w tym, że każdy ma swoje małe lub duże wiary, w które usilnie wierzy - które może nawet nadają mu kierunek - choć rzeczywistość tych wiar nie karmi. Niczym. Nawet nie rzuca okruchów. W moim przypadku wiem, że wszystko, co kiedykolwiek w składanych przeze mnie literach mogło zwrócić uwagę, wzięło się z piłki. Z niej się składam. Z niej pochodzę, nią mówię.

Jestem Tumulcem, piłka jest moim "L" w kółku.

CZYTAJ DALEJ PONIŻEJ

KUP DZIEWCZYNĘ O WYJĄTKOWYCH DŁONIACH
Okładka książki Dziewczyna o wyjątkowych dłoniach

Nawet, jeśli zapamiętaliście mnie z czegoś innego, to był to epizod; rola trzecioplanowa, Jay Hernandez grający w Silent Hillu zwłoki na ogrodzeniu. Zresztą, pewnie i tak było to w jakimś piłkarskim kontekście.

Czy uda mi się opuścić strefę komfortu, jaką jest pisanie o piłce, tego nie wiem. Strefy komfortu często mają to do siebie, że są strefami komfortu nie bez powodu. Na przykład dlatego, że tylko to, co w niej się znajduje, jakoś pożal się Boże umiesz. Znasz na pamięć ścieżki i reguły, które obowiązują w dobrze ci znanym świecie. Poruszasz się po nim jak po grze opartej na skryptach. A teraz koniec. Świat. A choć wiedziałeś, że nawet wyjście ze śmieciami pod blok to już sandbox, tak nie wiedziałeś, że śmieci do wyniesienia jest aż tyle.

Może tak będzie.

Ale cóż, porażka też dla ludzi.

Spróbować nie zaszkodzi?

Otóż "Spróbować nie zaszkodzi" jest to jedno z wielu kłamliwych, szkodliwych przysłów języka polskiego; może nawet jest języka polskiego hańbą. Są niezliczone przykłady, gdy ktoś spróbował, a zaszkodziło. Więcej, nie trzeba przeczesywać zbiorowej pamięci, by się o tym przekonać. Wystarczy zaledwie pamięć własna, by znaleźć kilka łamiących serce przykładów, kiedy to przysłowie się myliło. Może nawet myliło się okrutnie. A jednak, nic się nie dzieje, przysłowie ma się dobrze. Nikt go nie weryfikuje, żadna komisja, żadna prokuratura nie ściga. Karta przysłowia polskiego na kolejny rok nie wiadomo przez kogo podbita. Spróbować, jak się nie uda, zaszkodzi mi, zaszkodzi na pewno, ale cóż, spróbuję. Spróbuję nie dlatego, że spróbować nie zaszkodzi, ale dlatego, żę zaszkodzenie sobie też dla ludzi.

Zresztą, te przysłowia - może to temat na felieton tutaj? A może właśnie nie.

Oczywiście start akurat dziś nie jest przypadkowy. Dziś zaczyna się też przedsprzedaż mojej pierwszej książki prozą. "Dziewczyna o wyjątkowych dłoniach" to próba wychylenia się zza tej samej gardy. Bo wiedzcie, że wszystko, co udało mi się w pisaniu lub mówieniu o piłce nożnej, udało się dzięki prozie.

To dzięki szeroko pojętemu uprawianiu jej, latem 2013 roku Krzysiek Stanowski dał mi szansę na Weszlo. Wierzcie, że była wtedy rażąca dysproporcja między tym, co potrafiłem - jak się spiąłem - napisać, a co sobą reprezentowałem jako istota ludzka. Co sobą reprezentowałem w całym pozostałym spektrum doświadczenia, jakim jest bycie człowiekiem. Nie hiperbolizuję, przegrywałem wszędzie i to nie jeden do zera; wszędzie poza tą jedną wąską, skrajnie niepopularną w szerszym planie dziedziną. Tu też mi wiele brakowało, raczej mnóstwo niż trochę, ale obiektywnie coś potrafiłem.

Gdybym miał porównać to - a jakże - do piłki nożnej, to byłbym gościem, który umiał tylko dobrze wyrzucić piłkę z autu. Poza tym nic. Ani biegania, ani sił. Ani taktyki - nie znam nawet zasad spalonego - ani techniki - nie ogarniam nawet strzału z czuba. Ale funkcjonuje w piłce ten trener wyrzutów z autu, prawda? Gronnemark. Zawsze go lubiłem, choć długo nie wiedziałem dlaczego. Teraz wiem. I wie każdy, kto patrząc wstecz na swoje życie, widzi wyraźnie, jak determinacja w konsekwentnym uprawianiu czegoś społecznie niepoważnego, przyniosła dobre skutki.

Notabene ten Gronnemark, zanim uczył rzutów z autu, był bobsleistą. Ciekawe jak coś z bobslejów, kolejnej aktywności nieco rzadszej od mainstreamowego picia kawy czy oddychania, dało mu coś ekstra w autach w piłce.

Zajmowanie się zajęciami niepopularnymi, pozornie nie posiadającymi atutów, czyli tak zwanymi pierdołami, to trochę jak łażenie ścieżkami po lesie. Mogą cię wyprowadzić w ciemny las i tyle. Ale mogą okazać się skrótem.

Zresztą, może to temat na felieton? W moim przypadku, książki i pisanie prawie mnie zabiły, dosłownie. A potem uratowały i dały prawie wszystko, co mam, też dosłownie. Ale kto wie, może właśnie nie jest to dobry temat na felieton.

Ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że nie naciągam. 39 złotych za książkę w twardej okładce i audiobook - każdy, kto sprawdzał ostatnio ceny książek, wie, że to nie jest wygórowana cena. Przesyłka jest droższa niż zwykle, ale takie są realia mniejszych wydawnictw, dostawca za obsługę bierze większą marżę. Audiobook, jakby co, czytam sam, a montuje go Mati. Książka jest moim zdaniem ładnie wydana. Każdy rozdział posiada własną okładkę. Co więcej, moja mama też uważa, że książka jest ładnie wydana, to wiele mówi. Zaznaczę na marginesie, że mojej żonie podoba się też treść. Nie wiem jakiej rekomendacji jeszcze można chcieć.

Jak chcecie, zaglądajcie, jak nie chcecie - no raczej, jest na co wydać czas. Jeśli dobrnęliście do tego zdania, już jest to dwuminutowy sukces tego bloga - bloga w 2025! - nad Netflixem, HBO, DAZN-em, Steamem, portalami horyzontalnymi, komentarzami na Plotek.pl, mrokiem zakładki "DLA CIEBIE" na Twitterze, skrolowaniem oferty zakupów na chińskich sklepach ze wszystkim, modelowaniem TS-11 Iskra, wyjściem na spacer, telefonem do szwagra, inbą na forum Elektroda.pl, pisaniem testamentu, wszystkim. Jak żałujecie tych dwóch minut, rozumiem, ale nic nie poradzę - to już przeszłość, a reklamacji za przeszłość nie uwzględnia się. Trzeba żyć.

Serwus.

PS: Podzielę się z wami refleksją, którą miałem podczas pisania tego tekstu. Otóż chciałbym napisać felieton "Wszyscy jesteśmy Tumulcami", tylko nie wiem o czym miałby być.

ODWIEDŹ STRONĘ WYDAWNICTWA